Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział XXVI




                        PRZECZYTASZ? - SKOMENTUJ! 




Rozdział XXVI


*Zayn*


W sobotę wczesnym rankiem budzik zerwał mnie na nogi, chociaż w planach miałem długie wylegiwanie się w łóżku. Powolnie wstałem. Od razu stwierdziłem, że ten dzień nie będzie zaliczał się do udanych…


Po porannym prysznicu poszedłem na śniadanie. Wszyscy jeszcze spali. Z żadnego pokoju nie słychać było jakichkolwiek głosów. To dobrze, bo nie miałem ochoty na rozmowy. Powoli w zamyśleniu dostałem do kuchni. Lodówka świeciła pustkami. Bez zastanowienia założyłem bluzę i wyszedłem do sklepu. Nie zanosiło się na upały, wręcz przeciwnie. Niebo wyglądało jakby miało zacząć… właśnie. Kilka kropel spadło mi na twarz. Mogłem pomyśleć choć chwilę i wziąć taksówkę. Ale może to i lepszy pomysł? Będę miał czas na bezsensowne przemyślenia i nikt mi nie będzie przeszkadzał. Po jakiś dziesięciu minutach drogi dotarłem do niewielkiego marketu. Deszcz zdążył mnie już wystarczająco zmoczyć. W środku powitało mnie ciepło. Starsza pani zza lady posłała mi fałszywy uśmiech. Ruszyłem znaleźć coś nadającego się na śniadanie. Przeszukiwałem półki z nadzieją, że znajdę coś na co miałbym ochotę. Poczułem ostre ukłucie w bok. 
-Może byś łaskawie uważał! – powiedziałem z poirytowaniem, nie mając pojęcia do kogo. 
-Chyba nic ci nie będzie – warknęła dziewczyna nawet na mnie nie patrząc.


Zdecydowałem się w końcu co wziąć i poszedłem do kasy. Wszędzie były kolejki. Miałem ochotę znaleźć się znowu w swoim łożku, nie w nie mającej końca kolejce. Na samym końcu zauważyłem kasę gdzie było tylko kilka osób i szybko się do niej udałem. Jako ostatnia stała tam ta dziewczyna, z którą przed chwilą odbyłem nieprzyjemną wymianę zdań. Spojrzała na mnie lodowatym spojrzeniem. Przynajmniej mogłem zobaczyć jej twarz. Szybko zapłaciła, założyła kaptur i wyszła pozostawiając mnie samego.
Zapłaciłem i niechętnie ruszyłem w stronę wyjścia. Po otwarciu drzwi uderzył we mnie silny podmuch wiatru. Nie widziałem sensu w powrocie pieszo do domu. Nie miałem ochoty na kolejną porcję deszczu. Najlepszym pomysłem wydał mi się „telefon do przyjaciela”. 
-Harry? Słuchaj, mam problem. Możesz po mnie przyjechać? Pada deszcz i nie mam jak wrócić do domu.
-Przykro mi stary. Jestem z a j ę t y – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.
-A… okej – odpowiedziałem z rezygnacją.
-Spróbuj zadzwonić do Louisa.
No tak. Alice została na noc. Harry nie opuściłby jej na pięć minut. Gdybym ja miał z kim spać zapewne nie stałbym jak ostatni debil w deszczu usiłując wrócić do domu.
-Louis mógłbyś po mnie przyjechać? – powiedziałem od razu jak usłyszałem jego głos w słuchawce.
-Jak na razie nie masz na mnie co liczyć.
-Kurwa czy ja kogoś jeszcze interesuje?! – wykrzyczałem.
-Spokojnie! Naprawdę przyjechałbym po ciebie, ale jestem w drodze do Doncaster… 
-Dobra, poradzę sobie. Cześć.
Nie miałem na kogo liczyć. Jak zawsze. Poddałem się. W sumie… deszcz nie był aż tak strasznie ulewny, powoli przechodził. Postanowiłem w końcu iść na piechotę, może trochę ochłonę. Łóżko było moją motywacją. Za dziesięć (może nawet mniej) minut będę mógł rzucić się na nie i mieć wszystko gdzieś.


~ Powoli docierałem do celu. Powoli, bo mimo wszystko pogoda nie nadawała się na spacerowanie. W końcu dostrzegłem nasz dom, a po kilku minutach znajdowałem się już w środku. Szybko udałem się do swojego pokoju. Zegarek wskazywał dopiero 8.47. Czas uciąć sobie krótką drzemkę.


*Oliwka*


Około jedenastej Lidka wpadła do mojego pokoju.
-
Chodź! Mam ochotę pospacerować.
-Dziecino, ja mam ochotę zjeść pyszne śniadanie, a następnie powylegiwać się przed telewizorem – odparłam lekko zaspanym tonem.
Lidka zrobiła proszącą minę.
-A nie możemy się przejść, wstąpić do kawiarni, przejść się znowu i wrócić. Będziemy najedzone, zadowolone i potem uwalimy się na kanapie i obejrzymy jakiś dobry film. Co ty na to?
-Jesteś głupia. 
-Dobra to idziemy! – wybiegła zadowolona z pokoju. – Za pięć minut na dole!


Chwilę później wyszłyśmy z domu. Wszędzie roznosił się zapach deszczu. Niebo powoli się rozjaśniało. Moja przyjaciółka miała wyraźnie dobry humor.
-Masz jakiś konkretny plan, gdzie pójdziemy? – zapytałam.
-Nie, tak będzie zabawniej! 
Cała Lidka…
-O, podoba mi się to miejsce! – wskazałam na przytulnie wyglądającą kawiarnię.
Lidka zrobiła skwaszoną minę.
-Byłam tu jakiś czas temu. Chyba chcieli mnie otruć.
Poszłyśmy dalej, jak zwykle przepychając się i krzycząc na cały głos. W końcu doszłyśmy do kolejnej kawiarenki. Rozsiadłyśmy się wygodnie w fotelach, zamówiłyśmy kawę i lekkie śniadanie i czekałyśmy. Z głośników leciała melodia nowej piosenki Carly Rae Japsen. 
-Good morning and good night – zaczęła od razu śpiewać moja przyjaciółka, a ja starałam się ją uciszyć. Chociaż jedno nasze wyjście mogłoby się zakończyć bez żadnego wstydu…
Po jakimś czasie dostałyśmy nasze zamówienia, a następnie ruszyłyśmy w stronę domu. Było około trzynastej więc na ulicach pojawiło się znacznie więcej ludzi, a my mogłyśmy komentować każdą osobę przechodzącą obok nas. Nikt nas nie rozumiał, bo miałyśmy tą przewagę, że mogłyśmy mówić po polsku. W tak miły sposób dotarłyśmy do domu, gdzie panował totalny rozgardiasz. Niall ganiał Liama, który podobno coś mu zabrał, Alice siedziała wtulona w Harrego, który zacięcie komentował pościg Nialla. Jedynie Zayn siedział cicho wyraźnie zamyślony.
-Cześć wszystkim! – krzyknęłyśmy powitalnie.
Do Lidki zadzwonił telefon i momentalnie zniknęła.
-Co powiecie na mały seans filmowy? – zapytałam domowników.
Odparli zgodnie, gorzej było z wyborem. Liam upierał się na Disney’a, Alice wolała komedię romantyczną, a Harry dołożył horror wypinając jej język. Kiedy wróciła Lidka także poparła pomysł Harrego. Jedynie Zaynowi było wszystko jedno. W końcu podjęliśmy decyzję obejrzenia komedii, następnie Disney’a a potem horroru.
-Ja zajmę się popcornem – powiedział ochoczo Niall i poszedł do kuchni. 
Zajęliśmy wygonie miejsca i zaczęliśmy oglądać – komentować każdą postać, przewidywać jego zachowania i radzić mu co powinien zrobić. Niall z dziesięć razy podnosił się i przynosił nową porcję popcornu. W końcu nadszedł czas na horrory. Lidka i Harry byli bardzo zadowoleni i cały nas uciszali, żeby mogli w skupieniu obejrzeć. Jednak po jakiś dwudziestu minutach stwierdziliśmy, że to bez sensu, bo i tak każdy będzie się śmiał.
-A może by tak… impreza? – zaproponowała Lidka.
To był strzał w dziesiątkę. Ruszyliśmy na przygotowywania. Lidka podeszła do Zayna i po chwili także i on, w nieco lepszym humorze poszedł się przygotować. 
Pół godziny wszyscy zapakowaliśmy się do samochodu.
-Kierunek Ibiza*! – krzyknął Harry i ruszyliśmy.


___
*Ibiza - mój wymysł nazwy clubu. Nie wiem czy istnieje, w tym opowiadaniu tak :D


Okej, także jest kolejny rozdział po baaaardzo długiej przerwie. Są wakacje (jakby ktoś nie wiedział :o) więc nie miałam czasu pisać. Pobyt na Chorwacji zaliczam do bardzo udanych, na wsi... trochę mniej xd
Ale ogólnie wakacje jak najbardziej TAK.

A Wasze? :) 




+ A to ta piosenka, co Lidka nuciła :) 
Klik!


No to do następnego!