Rozdział XXV
Panicznie spoglądałam na zegarek. Mieliśmy dwudziesto minutowe spóźnienie i nadal staliśmy w korku. Już wyobrażałam sobie zawiedzioną minę Anny. Chciałam do niej zadzwonić, ale oczywiście zapomniałam wziąć telefon z domu.
-Spokojnie. Przecież nic się nie stanie jak chwilę na nas poczeka – mówił Louis i w międzyczasie podał mi swój telefon z wybranym numerem Anny, jakby czytał mi w myślach. Czekałam, aż odbierze wsłuchując się w lecącą muzyczkę. Nie odbierała. Zadzwoniłam jeszcze kilka razy.
-Pierwsze, co kurwa zrobię jak ją zobaczę to rozkaz, żeby zmieniła tą popierdoloną piosenkę! – powiedziałam ze wściekłością. Tomlinson tylko się śmiał i spokojnie prowadził samochód.
Po setnej próbie nawiązania kontaktu z ciocią poddałam się.
-Boooże, może lepiej zawróćmy. Pewnie jest już na maksa zdenerwowana – burknęłam pod nosem.
W żółwim tempie docieraliśmy do celu. Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do coci. Jak tylko usłyszałam melodyjkę, miałam ochotę rzucić telefonem.
-Halo? – głos Anny skrócił moje cierpienie.
-Boże! Ciociu! Moja kochana ciociu! – zaczęłam przepraszającym tonem, a Lou znowu zaczął się śmiać – już za chwilę będziemy! Przepraszam cię bardzo, że musisz tyle na nas czekać.
-Kochanie dopiero wylądowaliśmy. Przyjeżdżajcie szybko. Muszę kończyć. Do zobaczenia!
Odetchnęłam z ulgą.
-No i po co było tak dramatyzować? – zaczął Louis.
Już chciałam coś powiedzieć na swoją obronę, ale miał rację.
-Musiało być tak jakoś bardziej dramatycznie! – znalazłam wymówkę.
-Jak zawsze – pokręcił głową i wypiął mi język.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Mieliśmy problem z odnalezieniem Anny. Wszędzie było pełno ludzi. W końcu ujrzałam wysoką szatynkę w krótkiej, turkusowej sukience.
Ciocia mocno nas wyściskała i ruszyliśmy z powrotem do samochodu. Anna rozgadała się na dobre. Widać było, że jest szczęśliwa. Od dawna nie widziałam jej tak uśmiechniętej i zadowolonej. Wyjazd bardzo jej pomógł. Od razu poprawił mi się nastrój.
-Nie uwierzycie, ale spotkałam cudownego mężczyznę! – opowiadała z prędkością karabinu maszynowego.
-No to już wiadomo czemu masz taki dobry humor – wtrąciłam się jej.
-Jak myślisz, spodobałam mu się? – kontynuowała dalej Anna, nawet nie zwracając uwagi na to co powiedziałam.
-Hola, hola! Może opiszesz nam swojego księcia? – wtrąciłam się po raz kolejny.
-Brunet, 1.90m, piękne, zielone oczy, powalający uśmiech i do tego ta klata! – rozmarzyła się.
Nie wytrzymaliśmy o po prostu wybuchnęliśmy śmiechem.
-Przepraszam bardzo, uważacie, że nie mam szans? – na twarzy Anny pojawił się dziwny grymas.
-Oczywiście, że nie! Wręcz przeciwnie – zaczęłam się tłumaczyć – dziwne, że nie zobaczyliśmy go z tobą.
-Powiedział, że jak najszybciej mnie odwiedzi – szczebiotała.
Opowieść o cudnym, tajemniczym mężczyźnie nie miała końca. Anna opowiadała nam o ich każdej wspólnej kolacji, każdym spacerze, a także nie pogardziła krótkim streszczeniem niejednej gorącej nocy.
W takiej miłej atmosferze dotarliśmy na miejsce.
-A i jeszcze jedno! – przypomniałam sobie – zmień tą zajebiście wkurwiającą piosenkę podczas nawiązywania połączenia. Jeśli chcesz, żeby ten twój facet chciał do ciebie kiedykolwiek zadzwonić.
-Okej! – powiedziała przez ramię, chyba nawet nie słuchając tego co mówię.
-Koniec męczarni – wyszeptał z ulgą Lou i złapał mnie w talii – ale teraz, po opowieściach twojej cioci mam ochotę na bardzo gorącą noc.
-Zobaczymy co da się zrobić – powiedziałam ze śmiechem i czule go pocałowałam – nie pogardziłabym.
-W takim razie… - zaczął i wziął mnie na ręce. Nie miałam zamiaru mu się wyrywać. „Przeszliśmy” przez salon gdzie siedziało całe zgromadzenie.
-Cześć wam! – krzyknął Harry, a ja w odpowiedzi mu odmachałam.
Chwilę później byliśmy już w pokoju. Louis przywarł mnie do ściany i namiętnie całował.
Trzeba przyznać, że ten człowiek zawsze wie czego pragnę.
_______
Mam nadzieję, że się podoba. :)
Liczę na kom.
xxx